Wywiad z Larix'em
Decibel: Cześć Rafał! Nie jest żadną tajemnicą, że śledzimy Twoją twórczość od dawna i kwestią czasu było zaproszenie Twojej osoby na jedno z naszych wydarzeń. Niezwykle cieszymy się, że przyjąłeś nasze zaproszenie na kolejną edycję naszego cyklu. Jako osoba posiadająca olbrzymi bagaż doświadczeń, ciekawi jesteśmy czy pamiętasz moment, w którym zainteresowałeś się elektroniką i na dobre rozpocząłeś swoją muzyczną karierę.
Larix: Cześć, bardzo mi miło. Ja też śledzę od dawna poczynania Decibela, więc tym bardziej mi miło, że mogę u Was zagrać. Pamiętam doskonale jak zainteresowałem się muzyką elektroniczną. Było to podczas słuchania audycji “Noc Dj-ów” w Radio Dla Ciebie, gdzie nie dość, że było dużo dobrej muzyki, to jeszcze intrygowało mnie jak oni to robią, że się im tak zgrywa. To zaciekawienie przerodziło się w pasję i wchodzenie coraz głębiej w świat dj-ów oraz elektroniki. Jakiś czas po tym miałem już małą kolekcję płyt, którą zabrałem do olsztyńskiego klubu Rewer. Tam zagrałem set przed imprezą i od razu dostałem zaproszenie na kolejny występ, tym razem już jako rezydent tamtego klubu.
Co z perspektywy czasu wywarło największy wpływ na styl, który prezentuje aktualnie Twoje muzyczne alterego?
Mój styl cały czas ewoluuje, rozwija się. Było kilka takich momentów, które dość mocno wpłynęły na mnie, jak np. usłyszenie swojego utworu w secie dj’a którego bardzo lubię, zagranie w Tresor w Berlinie czy wypuszczenie swojego winyla oraz wiele innych mniejszych. Jednak największy wpływ ma publiczność, która albo odbiera pozytywnie to co gram albo schodzi z parkietu, co na szczęście jeszcze nie miało miejsca.
Sztuka zgrywania utworów, czy produkcja - co w Twoim przypadku było pierwsze?
W moim przypadku pierwsze były płyty na gramofonach. Kilka lat po tym, jak już grałem jako dj, zacząłem odkrywać możliwości produkcji swojej własnej muzyki.
Na przestrzeni lat Twoje produkcje zostały wydane przez rozpoznawalne wytwórnie takie jak Counter Pulse, Impact Mechanics, Faction Records, ARTS, czy chociażby prowadzoną przez A. Paula - Naked Lunch. Ponadto znalazłeś uznanie w oczach samego Richie Hawtina, w wyniku czego Twój remix został wydany przez M_nus. Jak z perspektywy czasu oceniasz współpracę z tak uznanymi markami i czy różniła się ona w jakimś aspekcie od tego, co gwarantowały mniejsze labele?
Pamiętam to uczucie gdy pierwszy raz moje demo zostało wydane. Wtedy nie patrzyło się czy to duży i znany label, a sam fakt, że ktoś chce wydać moją muzykę, było czymś ekscytującym. Różnica między małymi, a większymi labelami, to chyba głównie podejście do materiału jaki wysyłasz. Duże troszczą się bardziej by to było spójne z całym katalogiem, robią sami mastering utworu, a rozmawiasz z osobą odpowiedzialną od kontaktów z artystami. Mniejsze labele to często praca jednej osoby, a Ty sam musisz zatroszczyć się o finalny szlif swoich utworów.
Ciekawi jesteśmy jak wygląda u Ciebie proces twórczy i czy w studio jesteś zwolennikiem wykorzystania analogowych maszyn, czy może uważasz, że za pomocą dostępnego oprogramowania artysta jest w stanie komponować jakościowe rzeczy?
Proces twórczy u mnie to totalna niewiadoma. Mam trochę sprzętu analogowego, sporo fajnych maszyn cyfrowych, które często można zakupić w przystępnej cenie. Nigdy nie wiem do końca od czego zacznę pracę i czego będę używać. Dzisiaj liczy się efekt końcowy, a nie to, na czym robimy muzykę. Kręcenie gałkami na żywym instrumencie daje przyjemne uczucie, ale z drugiej strony ilość rzeczy, które trzeba nauczyć się, by coś tam zagrało tak jak chcemy, jest o wiele większa. Osobiście lubię przepuszczać dźwięki przez różne efekty, by nadać im innego charakteru, takiego Larix’owego. ;) Przykładowo często coś nagrywam na kasetę magnetofonową czy przepuszczam przez eq lampowe.
Pamiętasz co skłoniło Cię do założenia własnego labelu?
Label założyłem po to, aby do końca mieć kontrole nad tym, co się będzie działo z moją muzyką. Jeśli demo wysłane do wytwórni nie będzie mieć odzewu, a moje utwory będą dla mnie cały czas świetne, to wydam je u siebie.
Od 2016 roku jesteś rezydentem warszawskiego klubu Luzztro. Zdradź nam proszę jak do tego doszło i co oprócz regularnych występów, daje z Twojej perspektywy objęcie rezydentury w tak rozpoznawalnym miejscu.
Rezydentura w dobrym klubie daje dj’owi pewną stabilność. Zawsze co jakiś czas ma kontakt z dj’ką klubową oraz publicznością, a to jest całkiem co innego, niż granie w domu. Rezydentem klubu zostałem po którejś z kolejnych imprez, które tam organizowałem i dalej organizuje, razem z moim przyjacielem Marcinem (Skff).
Ostatni rok to czas, w którym pandemia koronawirusa zablokowała większość artystycznych aktywności. Gros producentów nie dało za wygraną, poświęcając swój czas na szlifowanie produkcyjnych umiejętności w studio i dostarczanie swojej Twórczości różnymi kanałami dystrybucji nam - słuchaczom. Jak to było w Twoim przypadku?
W moim przypadku była to przerwa od produkcji muzyki, ale spokojnie - nie leżałem nic nie robiąc. Zaplanowałem sobie zbudowanie nowego studia tak, jak to zawsze chciałem, a że samego studia nie zrobię, to wybudowałem przy okazji dom. Studio jest już gotowe, więc od kilku tygodni powoli już coś w nim produkuje.
Czego mogą spodziewać się od Ciebie słuchacze, którzy dołączą do naszego lipcowego wydarzenia w klubie Święta Krowa?
Pierwszy raz będę w tym klubie, więc postawię na klasykę. Dobre rasowe techno z dużą ilością energii.
Dziękujemy za poświęcony czas i już nie możemy doczekać się naszego spotkania.
Dziękuje bardzo i do zobaczenia.
Komentarze
Prześlij komentarz