Wywiad z Markiem Nalikowskim


Decibel: Cześć Marku! Niezwykle cieszymy się, że w okresie licznych obostrzeń, zechciałeś przyjąć nasze zaproszenie na kolejną edycję naszego wydarzenia. Powiedz nam, jak spędziłeś czas wszechobecnego lockdown’u?

Marek Nalikowski: Głównie na staraniu się by nie zwariować. ;) A tak na serio to lockdown zastał mnie w trakcie pracy nad debiutancką EPką. Pracuję dość powoli z racji obowiązków zawodowych i rodzinnych, ale szczęśliwie udało się ukończyć materiał w czerwcu. Z pewnością był to ważny punkt mojego życia w tym szalonym czasie.

Czym jest dla Ciebie muzyka elektroniczna i czy pamiętasz moment, w którym rozpocząłeś swoją Twórczą przygodę?

Muzyka zawsze była dla mnie bardzo ważna, jako nastolatek grałem na gitarze, a później na basie. W tamtym czasie muzyka elektroniczna była dla mnie poniekąd enigmą. Z jednej strony znałem mainstreamowych wykonawców jak np. Prodigy czy Massive Attack, a z drugiej w czasach liceum zetknąłem się z aktywną wówczas w Lublinie sceną breakcore’ową i cyklem Redekonstrukcje. To były szalone imprezy z bardzo eksperymentalnymi dźwiękami - nigdy nie zapomnę występu Doktora Szrona w formule balkancore, będącej breakcorem wykorzystującym sample z muzyki bałkańskiej. W tamtym czasie nie miałem jednak pojęcia o historii muzyki elektronicznej ani jej gatunkach, a kompletną zagadką było dla mnie w jaki sposób powstają te dźwięki, nieważne czy mainstreamowe czy eksperymentalne.

Fascynacja (i w ogóle poznanie) techno przyszła wraz z przeprowadzką do Warszawy na studia w 2008 roku. Myślę, że przełomem była jedna z pierwszych imprez w klubie 55, na które wówczas trafiłem, gdzie live grał Tobias Freund. Zafascynowała mnie nie tylko jego muzyka, ale też sposób grania. Wymiana energii między artystą a tańczącymi była wprost niesamowita i to zainspirowało mnie, by podjąć pierwsze próby twórcze na komputerze.

Do tej pory mogliśmy usłyszeć Cię zarówno w dynamicznych DJ setach, jak i występach live. W którym wydaniu czujesz się bardziej spełniony i jak sądzisz, w jaki sposób oba odbierane są przez słuchaczy?

Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Kiedy zaczynałem zajmować się techno, moją ambicją były występy na żywo. Dosyć szybko zorientowałem się, że to dużo bardziej skomplikowane, niż mi się początkowo wydawało, a wraz ze zgłębianiem historii i kultury muzyki elektronicznej przyszło zainteresowanie DJingiem. Zacząłem kolekcjonować winyle i uczyć się sztuki didżejskiej, a mój klubowy debiut miał miejsce w takim właśnie wydaniu. Po paru latach zacząłem również występować na żywo razem z Abu Zeinah i był taki moment, że zupełne straciłem zainteresowanie DJingiem. Nasz wspólny projekt Feral Rite od początku skupiony był na graniu live i obu zależało nam, aby nasze występy były w jak największym stopniu improwizowane. To był zresztą dla mnie zawsze taki ideał jeśli chodzi o live, który wziął się z fascynacji jazzem – żeby muzyka powstawała tu i teraz w wyniku interakcji między muzykami. Nie da się jednak ukryć, że takie podejście ma swoje ograniczenia i jest bardzo ryzykowne, bo jeśli w danej sytuacji nie ma chemii, to końcowy efekt może być straszliwie nudny. Takim graniem trudno też konkurować z DJ setem jeśli chodzi o standardy brzmieniowe – dopieszczone, studyjne produkcje niemal zawsze zabrzmią lepiej, niż granie z maszyn na żywo. Jednocześnie DJ sety mogą być też „zwinniejsze” w improwizacji niż live i zmieniać się szybciej, tym samym będąc ciekawszymi. Koniec końców obie formy występowania są dla mnie ważne, choć podejrzewam, że dla większości słuchaczy DJ set będzie bardziej satysfakcjonujący. ;)

Gościem jednej z poprzednich edycji naszego cyklu był Abu Zeinah, z którym tworzysz duet producencki. Zdradź nam co słychać aktualnie u Feral Rite.

Wraz z moją przeprowadzką z Warszawy do Lublina i późniejszą przeprowadzką Abu Zeinah do Berlina, nasz projekt stracił swój pierwotny charakter oparty o wspólne jamowanie. Z racji dzielącej nas odległości pozostała nam jedynie praca studyjna na zmianę i w takiej właśnie formule powstał numer „Vault 13” wydany na składance BTS001. Obecnie skupiamy się na swoich solowych produkcjach, ale w planach mamy powrót do wspólnego tworzenia na odległość i myślę, że w przyszłym roku powstaną nowe tracki.

Jako promotor udzielasz się w doskonale znanym projekcie Behind The Stage. W jaki sposób stałeś się jego częścią?

Można chyba powiedzieć, że byłem gdzieś w orbicie BTS na długo przed dołączeniem do składu, bywałem na eventach i znałem się z częścią osób. W 2018 założycielka kolektywu, ISNT zaproponowała mi współpracę przy dalszym rozwoju projektu i nie musiałem się długo nad tym zastanawiać. :) Nie powiedziałbym jednak, że moja rola w BTS skupia się na działaniach promotorskich. Oprócz eventów prowadzimy też cykl podcastów, a od 2019 tworzymy również własny label. Osobiście najbardziej zależy mi na dalszym rozwoju labelu właśnie i na tym obszarze chcę się skupiać w przyszłości.

Podczas naszych wydarzeń gościmy wielu producentów i pytamy o to, jak wygląda ich praca w studio. No właśnie, jak to wygląda w Twoim przypadku?

To się nieustająco zmienia, jednak mniej więcej rok temu nastąpiła zasadnicza zmiana stylu pracy, kiedy wróciłem do działania w 100% in the box. Używam Abletona Live na wszystkich etapach tworzenia i bardzo cenię sobie wygodę, jaką daje praca na komputerze, zarówno ze względu na szybkość pracy i ogrom możliwości, ale też ze względu na to, że z łatwością mogę zmienić każdą, nawet najmniejszą rzecz w dowolnym momencie, jeśli zmienię zdanie. W planach mam jednak wypróbowanie podejścia hybrydowego z wykorzystaniem sprzętów Elektrona i Overbridge. Jeśli ta opcja się sprawdzi to mam nadzieję, że będzie to bliskie ideału połączenie pracy nad materiałem do grania live z pracą studyjną, w efekcie której powstają pełnoprawne utwory.

Ciekawi jesteśmy jak wspominasz występ na Upper Festival w 2019, a także w jaki sposób przygotowywałeś się do tego występu?

Granie na Upperze było bardzo ekscytujące, szczególnie, że to był mój pierwszy set festiwalowy. W klubowych DJ setach stawiam na improwizację, jednak w tym przypadku zdecydowałem się na podejście festiwalowe i zaplanowanie tracklisty, aby móc zaprezentować swoja wizję i skupić się na jak najlepszym zagraniu zaplanowanych numerów. Wydaje mi się, że sprawdziło się to świetnie i było mi niezwykle miło usłyszeć wiele komplementów od nieznajomych napotykanych później na terenie festiwalu.

Które z miejsc, w których dotychczas wystąpiłeś, wywarło na Tobie największe wrażenie i dlaczego właśnie ono zapadło tak trwale w pamięci?

To chyba zdecydowanie będzie przestrzeń lubelskiej Galerii Labirynt, gdzie w ubiegłym roku współorganizowałem event Pozdro Techno Sound System i gdzie miał miejsce mój solowy debiut w formule live. Galeria mieści się w przedwojennym budynku dawnych warsztatów samochodowych, a więc jest to duża przestrzeń o post-industrialnym charakterze, ale z racji tego, że wnętrze jest pomalowane na biało, to ma w sobie jednocześnie coś futurystycznego. Ta biel zresztą idealnie współgrała z białym sound systemem Up To Date Festival. Zrobienie takiej dużej imprezy właśnie z tym nagłośnieniem w rodzinnym mieście było moim marzeniem i włożyłem w to sporo pracy, także z pewnością zawsze będę to wspominał, nie mniej mam nadzieję, że techno jeszcze zabrzmi w Galerii Labirynt.

Już niebawem będziesz gościem kolejnej edycji naszego cyklu, który odbędzie się w krakowskiej Świętej Krowie. Czego możemy się spodziewać po Twoim występie?

W Krowie grałem już kilkakrotnie i bardzo cenię to miejsce, szczególnie za jego intymność, dlatego bardzo cieszę się na Wasze zaproszenie i nie mogę się już doczekać. :) Na pewno będę improwizował poszukując telepatycznego kontaktu z zebranymi, ale jeśli chodzi o selekcję to słowo-klucz to „intymność” – muzyka surowa, piwniczna, psychodeliczna, zdecydowanie nie bombastyczna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z Artefactum

Wywiad z Larix'em

Wywiad z Rust'em