Wywiad z Etą Hox
Decibel: Cześć Aneta! Ogromnie cieszymy się, że przyjęłaś nasze zaproszenie i zaszczycisz nas swoją obecnością podczas kolejnej edycji naszego cyklu. Jak wspominasz swoje pierwsze zetknięcie z muzyką elektroniczną?
Eta Hox: Zostałam zaszczycona zaproszeniem, dziękuję! Pierwszą muzyką elektroniczną był dla mnie dub. Gatunek wyjątkowy, który miał i nadal ma na mnie największy wpływ. Jako słuchaczka bardzo doceniam przestrzeń. Jako DJ’ka trochę ostatnio mocniej ją anektuję, ale zawsze staram się, żeby parkiet miał czym oddychać. Winyl, dub i heavyweight sound system - takie było pierwsze i najważniejsze zetknięcie z elektroniką.
Jako osoba posiadająca olbrzymi bagaż doświadczeń, podziel się z nami proszę swoimi przemyśleniami związanymi z tym, w jaki sposób na przestrzeni lat zmieniała się krakowska scena muzyczna.
Nie wiem, czy posiadam na tyle szeroką perspektywę, żeby trafnie zdiagnozować te zmiany. Co do jednego można być pewnym - następuje profesjonalizacja sceny. Ten proces ma swoje plusy i ma swoje minusy. Temat zagranicznych bookingów za horrendalne kwoty był niedawno poruszany w dyskusji publicznej. Modę na gatunek wypracowała jednak ciężka i mozolna praca małych kolektywów, pojawiających się i znikających klubów, lokalnych promotorów. Mam pewien problem z czysto komercyjnymi inicjatywami, które pojawiły się nagle, wraz z popularnością gatunku i nie mają żadnego organicznego połączenia z tą sceną. Próbuje szukać w ich działalności symptomów transakcji wiązanej, w której lokalna scena otrzymuję również coś w zamian. Zaczęłam od minusów, to teraz plusy. Regularne warsztaty DJ’skie i producenckie, co skutkuje regularnym dopływem nowych artystów i budowaniem kontaktów. Warto tu wspomnieć chociażby warsztaty producencki Beat Tools, prowadzone przez Pawła Pruskiego. Uważam, że fantastyczne jest pojawienie się Sceny Wschodniej, czyli artystów z Ukrainy czy Białorusi. Mam również wrażenie, że kolektywy, zwłaszcza te z dłuższą historią, całkowicie wyspecjalizowały się w swoich dziedzinach. Cały czas brakuje nam labelu skoncentrowanego na techno, ale wierzę, że jego powstanie jest kwestią czasu. Bardzo ważne są również panele dyskusyjne, które pojawiają się przy okazji różnych wydarzeń. Prym wiedzie w tej dziedzinie festiwal o międzynarodowym zasięgu, szczęśliwie zlokalizowany w Krakowie, czyli Unsound. Ale w zeszłym roku BAL i Aśka Grochulska zorganizowali np. cykl prorównościowy, podczas którego odbyły się warsztaty na temat “safer space”. Wymiana myśli, doświadczeń, aktywizm, zawalczenie o tych, którzy często bezrefleksyjnie wyrzucani są poza nawias społeczny - to jest siła sceny i siła lokalności.
W ostatnich latach wytrawni słuchacze mieli możliwość zaobserwować, w jaki sposób zmieniały się i ewoluowały Twoje upodobania muzyczne. Zdradź nam proszę, jakie dźwięki są dla Ciebie aktualnie inspiracją, a także czego w wolnej chwili słucha Eta Hox.
W większości przypadków słucham aktualnie jazzu i eksperymentalnej elektroniki. Henri Texier, Jaimie Branch, Kali Malone, Colin Stetson, Tim Hecker, Vladislav Delay z płytowym zapisem “Rakki”, dużo polskiego jazzu jak Alameda 5, Malediwy, Zimpel, Bastarda, Jazzpospolita, Immortal Onion (nowa płyta obowiązkowo do przesłuchania misie!). Wielką miłością darzę Batsumi. Ale taką gigantyczną, bo jak na dłoni Batsumi pokazują możliwą reakcję muzyki na agresywną opresję społeczno-polityczną. Oprócz tego jestem na bieżąco z ulubionymi labelami techno - Semantica Records, Northern Electronics, Affin, Planet Rythm, Attic Music, Hypnus Records. Jest też wiele rzeczy, których słucham z ciekawości, ale nie zostają ze mną na dłużej. Cenię je niemal na równi z faworytami, zapewniają ruch i wymianę tlenu na stacji Mir.
Szerokie horyzonty muzyczne niewątpliwie umożliwiają prowadzenie własnej audycji radiowej. Pamiętasz moment, kiedy myśl o dziennikarstwie, przerodziła się w poważny projekt radiowy promujący ambitną elektronikę?
Miłość do muzyki przerodziła się w pomysł o dziennikarstwie, taka była właściwie kolejność. Radio jest istotnym medium, ale jednak środkiem, a nie celem samym w sobie. Myślę, że pierwszym poważnym projektem radiowym było domowe, jednoosobowe studio, w którym robiłam bloki reklamowe, piosenki dnia, wywiady, newsy, konkursy i wszystko to, co składa się na radio komercyjne. W wieku może ośmiu lat. Bardzo żałuję, że żadna z zapisywanych wtedy kaset nie zachowała się do dzisiaj. Może mogłabym się od siebie czegoś nauczyć.
„Deep Impact” jest uznaną i darzoną przez nas olbrzymim szacunkiem marką. Co z perspektywy czasu uznajesz za największy sukces kolektywu, który przez tak wiele lat współtworzyłaś?
Deep Impact to kolektyw ze spontaniczną zajawką na bardzo niszową muzykę. Za największy sukces uważam konsekwentne prowadzenie profilu wydarzeń. Bywały momenty, że DI wystawiał głowę z niszy, ale szybko okazywało się, że najlepiej czuje się w punkcie, z którego wyszedł. Czyli w punkcie pełnym deep-technowego i dub-technowego, bardzo przestrzennego, raczej wolnego i zdecydowanie korzennego grania. To wyjątek na polskiej scenie elektroniki. Nikt nie wdał techno w tak poważny, długoletni romans z dubem jak Deep Impact. Oprócz walorów muzycznych DI to również czysta zajawka. Przyjacielska, rodzinna, czasem nieco chaotyczna, ale wyjątkowo szczera.
Na przestrzeni lat zagrałaś swoje sety w wielu interesujących miejscach. Do których z nich wracasz najchętniej i dlaczego?
Nie gram dużo poza Krakowie. Od 10 lat nieprzerwanie studiuję. Myślałam, że koniec jest blisko, ale mam już kolejne plany w tym temacie. To ogranicza moje możliwości wyjazdów, chociaż gdy tylko mam czas i możliwość to chętnie przyjmuje propozycje takich bookingów. Nie myślę też za bardzo w kategoriach klubów, raczej w kategoriach ludzi. Mam naturę patologicznie introwertyczną i lubię czuć się w klubie swobodnie. A swobodnie czuję się głównie wtedy, kiedy znam wiele osób. Dlatego lubię grać w Krakowie. Mam wielki sentyment do Świętej Krowy, bo tam zaczynałam grać. Kibicuję również magazynowi STK 47, bo jest czystą zajawką bez cienia podtekstu. Jak widać Kraków jest bezkonkurencyjny :) Uważam w ogóle, że lokalność jest zajebista w każdym wymiarze, a DJ’e i producenci na pierwszym miejscu powinni chwalić się właśnie byciem elementem lokalnego ekosystemu, nie zagranicznymi bookingami i supportowaniem gwiazd z okładek MixMaga. Przynajmniej ja to bardzo doceniam jako odbiorca.
Twoje sety charakteryzuje spójna i świeża selekcja. Każdy utwór miksowany jest z nienaganną precyzją, tworząc tym samym słuchaczom wysublimowany klimat, który ciężko znaleźć u innych. Jak na przestrzeni lat zmieniały się Twoje upodobania do sprzętu dj’skiego i granie z czego aktualnie sprawia Ci największą frajdę?
Serdecznie dziękuję, trzymam rękę na pulsie w kwestii nowości. Zaczynałam od gramofonów, Technicsy to był pierwszy sprzęt DJ’ski, który nabyłam. Następnie był etap Traktora. Dzisiaj gram niemal wyłącznie z CDj-ów (w dodatku tylko Nexusów 2000 ;)). Cały czas kupuję płyty, ale aktualnie głównie kolekcjonersko i do odsłuchu domowego. Najmniej radości miałam z używania Traktora, w zasadzie żałuję, że nie przesiadłam się na CDJ-e szybciej. Dostęp do tego sprzętu nie jest jednak taki łatwy, a warto przynajmniej chwilę z nim spędzić przed pierwszą imprezą.
Niedawno dołączyłaś do projektu „Techno Techyes”. Powiedz, co w najbliższym czasie czeka na nas, jeśli chodzi o Twoją działalność na krakowskiej scenie?
Tak, od grudnia 2019 Techno Techyes jest moim muzycznym domem, z czego ogromnie się cieszę i dziękuję Adze Szuścik, P98 i Hitrashowi za przyjęcie z otwartymi ramionami. W tym roku kontynuujemy dwa cykle: flagowy Techno Techyes oraz Krak Up, poświęcony lokalnej scenie. TT to kolektyw o wysokim poziomie energii, dzień bez pomysłu jest dniem straconym. Póki jednak są pomysłami, to muszą zostać w obrębie kolektywu i Excella Hitrasha. Oprócz tego kontynuuję swoją autorską audycję B-sides, w ramach której prowadzę cykl z podcastami muzycznymi. Jestem też w fazie tworzenia koncepcji OFF Wianków, czyli wiankowej sceny OFF Radia Kraków. Wraz z Pauliną Bisztygą, redaktor naczelną OFF-a, próbujemy ożenić ambientowe live acty z polską sceną jazzową. Prywatnie od pewnego czasu produkuję również własną muzykę, bardzo chciałabym móc uznać ją w tym roku za wystarczająco dobrą.
Na rodzimej scenie, z roku na rok przybywa coraz więcej kobiet DJ’ek. Które koleżanki po fachu zasługują na zwrócenie na nie większej uwagi i dlaczego?
Przybywa ich nadal mniej niż DJ’ów. Spośród nowych twarzy jestem fanką Sofii Teslenko, która wjechała na scenę z buta, zaczynając od live actów. Z buta, ale na jednorożcu. Drugą osobą jest Olga Er, która z chirurgiczną precyzją podchodzi do selekcji i kwestii technicznych. To również jedyna osoba jaką znam, która po secie otwiera lunchboxa z kolacją. Mam nadzieję, że dziewczyny będą się rozwijały i pokazywały granie i produkowanie na najlepszym poziomie, tak jak do tej pory. Podziwiam również dobrze znane twarze: Olivię, Aethę, Charlie czy Virtual Geishę. Każda z nich prezentuje coś innego, ale wszystkie są w tym doskonałe. Pamiętajmy również, że dziewczyny stoją nie tylko za DJ’ką, ale są również promotorkami, dziennikarkami muzycznymi, artystkami wizualnymi, managerkami, mają swoje agencje, kluby i robią festiwale. To wszystko tworzy jakość sceny, z którą mamy dzisiaj do czynienia.
Dzięki za poświęcony czas. Widzimy się w pierwszy weekend kwietnia!
Dziękuję, do zobaczenia!
Komentarze
Prześlij komentarz