Wywiad z Vertical Spectrum
Decibel: Cześć Marcin! Mamy rok przestępny, a ostatni dzień lutego to termin, w którym celebrować będziemy kilka jubileuszy. Niezwykle cieszymy się, że to właśnie Twój występ towarzyszył będzie nam tej nocy. Skoro mowa o twórczości, zdradź nam w jakich okolicznościach odkryłeś w sobie pasję do muzyki elektronicznej.
Vertical Spectrum: Po pierwsze dziękuje za zaproszenie. Po drugie pytanie wymusza na mnie powrót do dosyć odległych czasów, kiedy to w Polsce triumfy święciła guma turbo. Nie pamiętam dokładnie samego początku i pierwszej styczności, jednak mocno pamiętam z jaką fascynacją codziennie po szkole, za sprawą świeżo sprowadzonego magnetofonu Philips, który na tamten czas był na wagę złota, wsłuchiwałem się w podsuniętą przez brata kastę „The Prodigy - Experience”. Prawdopodobnie już wtedy był to dla mnie moment przełomowy, chociaż tak naprawdę nie zdawałem sobie z tego sprawy. Następnie w moje ręce wpadają składanki „Thunderdome”, a także pierwsze płyty cd w stylistyce trance i hardcore, sprowadzane z Niemiec dzięki siostrze mojego dobrego przyjaciela, wraz z którym później stawialiśmy pierwsze kroki w dj-ce i cieszyliśmy się z zakupu pierwszych czarnych krążków, ale to było dopiero na przełomie 1999/2000 roku. Zanim jednak do tego doszło, miałem ogromną radość, kiedy jeszcze jako dzieciak zgłębiałem spektrum gatunków szeroko pojętego techno. Zwariowałem na punkcie ekipy z Motor City czy Birmingham, a wszystko to dzięki transmisjom cotygodniowej serii „Berlin House” prowadzonej przez Mate Garlica. Ponadto transmisje na żywo z „Love Parade” czy „Mayday”, na tamten czas były naprawdę nie lada wydarzeniem dla młodego chłopaka. W tym okresie coraz więcej działo się również w Polsce. Pamiętam cotygodniowe audycje DJ Jaco w Radiu Top, czy późniejsze wypady do kultowego klubu „Techno Planet” w Bielsku Białej. Równie ekscytujące były wyjazdy do katowickiego „Mega Klubu”, „Kant”, czy też pierwsza Parada Wolności w Łodzi, jak i wiele innych imprez. Tak naprawdę to wtedy utwierdziłem się w przekonaniu, że ten bakcyl mnie pochłonie.
Jako niezwykle płodny artysta swoje produkcje na przestrzeni lat wydawałeś w wielu bardzo szanowanych labelach. Języczkiem uwagi niewątpliwe staje się moment, w którym Twoja twórczość została zauważona i doceniona przez żywą legendę sceny techno, Oscara Mulero. Pamiętasz jeszcze jakie to uczucie podpisywać kontrakt z PoleGroup?
Kolejne z serii pytań sentymentalnych i rozległych, więc postaram się być względnie lapidarny. Historia z Oscarem rozpoczęła się gdzieś w 2001 roku, kiedy to już grając szukałem dalszych inspiracji. Uwielbiam odwiedzać eventy organizowane u naszych południowych sąsiadów, takie jak „Boomerang”, gdzie po raz pierwszy zetknąłem się z twórczością tuz słowackich offów Rumenige czy Loktibrada. Imprezy z cyklu „Apokalipsa” czy „Orion Hall”, to miejsce gdzie po raz pierwszy usłyszałem sety Oscara czy Christiana Wünscha, który to jako pierwszy z ekipy Pole Group, po latach zaoferował mi wydanie epki dla jego legendarnej „Tsunami Records”. Było to moim wieloletnim marzeniem. Dzięki tamtym występom mocno zajarałem się wydaniami Oscara, jak i Christiana oraz innych przedstawicieli hiszpańskiej, japońskiej czy wyżej wspomnianej słowackiej szkoły techno. Na tamten czas był to dla mnie powiew świeżości na scenie zdominowanej przez ówczesny schranz.
Nie mniej jednak po wszystkich tych latach, historia zatoczyła koło i sam stałem się częścią organizmu, który miał ogromny wpływ na mnie samego. Tak więc z sentymentalnej perspektywy ciężko w paru słowach opisać zachwyt i ekscytacje z propozycji, którą otrzymałem od Oscara i która była dla mnie spełnieniem jednego z najważniejszych muzycznych celów.
Produkowane przez Ciebie kompozycje towarzyszą nam od bardzo dawna i zawsze chętnie do nich wracamy. Każda z nich wzbudza olbrzymie zainteresowanie poza granicami naszego kraju, które przejawia się chociażby obecnością w tracklistach wielu znakomitych artystów. Dlaczego zatem Vertical Spectrum nie widnieje w line-up’ach krajowych festiwali, a częściej go można usłyszeć poza granicami naszego kraju.
To z kolei pytanie, na które nie mogę wiele powiedzieć i powinno być raczej skierowane do organizatorów, czy też promotorów imprez. Wielu z nich po prostu o mnie nie słyszało. Koncentruję się jednak na muzyce czyli na tym, na co mam bezpośredni wpływ. Ubolewam jednak nad tym, że codzienne obowiązki skutecznie uszczuplają czas, który poświęcam na wszelkie muzyczne aspekty. Koniec końców wypracowany system umożliwia mi realizowanie swoich ambicji, poprzez między innymi wydawnictwa u boku nazwisk, które od lat darzę ogromnym szacunkiem.
“Kurza łapka”, “Wiercipięta”, “Brusi tytka” - to tytuły obok których ciężko przejść obojętnie. Skąd czerpiesz pomysły na tak “wyszukane” nazewnictwo swoich utworów?
Po pierwsze znudziło mi się angielskojęzyczne nazewnictwo, po drugie zawsze wiele śmiechu sprawiało mi czytanie tytułów tracków słowackich producentów. Nie podchodząc nazbyt patetycznie do nazewnictwa, mieli oni prześmiewczy stosunek do opisywania swoich dzieł. Ja z kolei chciałem by tytuł wiązał się z czymś, co było dla mnie ciekawym wspomnieniem z etapu produkcji lub klimatem nawiązywał do regionu, z którego pochodzę. Tak było w przypadku „Silestezja EP" wydanej dla „Granulart”, która powstała w wyniku obserwacji i tego, co utrwaliło się w mojej pamięci. Co do "Kurzej łapki", to tutaj pomysł wyszedł całkiem zabawnie, a jego głównym bohaterem stały się kury. Zarejestrowane dźwięki, poddane delikatnym modyfikacjom utworzyły motyw, którego ostateczna forma została ciepło przyjęta przez Oscara Mulero. Swoją drogą ciekawe czy zmieniłby zdanie wiedząc co było moją inspiracją… Kiedyś mu o tym opowiem. „Wiercipręta” to z kolei modyfikowany dźwięk nagranej wcześniej wiertarki, połączony w procesie produkcji z innym syntezatorem. "Brusi tytka" natomiast to zupełnie inna historia. W trakcie składania tego kawałka odebrałem połączenie skype od przyjaciela i po jakimś czasie pogaduch jego żona stwierdziła, że nadto „brusi tytka”, co oznaczało,że za dużo rozmawia. Tak już więc zostało.
Podczas naszego cyklu mamy przyjemność wysłuchania artystów, którzy zajmują się również produkcją muzyki. Każdemu z nich zadajemy pytanie związane z warsztatem i tym jak wygląda ich proces twórczy. Jak to wygląda u Ciebie?
Proces twórczy to u mnie strasznie niejednolite działanie. Za każdym razem staram się, aby było inaczej, by jak najmniej wpadać w rutynę i przyzwyczajenia. Niekiedy planuję co konkretnie chcę zrobić, innym razem daje ponieść się „fantazji”. Jeszcze innym razem zgrywam sobie dźwięki tak, aby móc eksperymentować nad ich zastosowaniem. Na dzień dzisiejszy produkuję wyłącznie za pomocą software’u. Przekonała mnie solidna baza wtyczek z którymi mamy obecnie do czynienia. Gdy zaczynałem zabawę z produkcją bazowałem w 100% na maszynach, których zdecydowaną większość wciąż posiadam. Kilka lat temu postanowiłem jednak przemodelować swój setup i od tamtej pory eksploruję świat różnorodnych pluginów. W ostatnim czasie moim faworytem są pozycje przygotowane przez Tone2, niemniej jednak ciągle wracam do bardzo popularnych wtyczek z Native’a.
Mając za sobą liczne występy poza granicami naszego kraju, zdradź nam która z lokalizacji wywarła na Tobie największe wrażenie i zapadła najdłużej w pamięci.
Niestety nie było ich do tej pory aż tak wiele. Niemniej jednak w najbliższym czasie szykują się kolejne, co mnie niezmiernie cieszy. Wracając do tematu, to bardzo przypadł mi do gustu pewien magazyn zlokalizowany na obrzeżach Madrytu. Zupełnie odcięty od turystycznego zgiełku, co też powoduje że na imprezy przychodzą osoby mocno zaangażowane w klimat hiszpańskiej sceny. Miejsce to jest prawdziwą instytucją. Przestrzeń klubowa, studio nagraniowe, w którym spotkamy wielu cenionych producentów. Przed swoim występem w tym miejscu miałem przyjemność wysłuchania solówki jednego z pionierów hiszpańskiego thrash metalu, który w tym czasie nagrywał swój materiał, który na żywo wraz z klasycznym combo Marshalla robił niepowtarzalne wrażenie.
A czy jest miejsce na klubowej mapie świata, w którym chciałbyś się w przyszłości pojawić?
Oczywiście jest wiele takich miejsc i w tym momencie nie sposób wymienić ich wszystkich. Miejscem do którego regularnie wracałem mieszkając w Londynie były lochy pod London Bridge. Grywali tam moi ulubieni wykonawcy, a organizowane imprezy wielokrotnie miały niespodziewane zakończenie. Jest to z pewnością jedno z takich miejsc, w którym bardzo chciałbym się pojawić. Ponadto możliwość zagrania na berlińskim Atonalu, byłaby czymś równie niesamowitym.
W ostatnim czasie bardzo mocno wspierasz poczynania uznanej marki wydawniczej jaką jest „Nachtstrom Schallplatten", na łamach której publikowane były Twoje utwory. Nad czym aktualnie pracuje Vertical Spectrum i gdzie będzie nam dane usłyszeć nadchodzące produkcje?
„Nachtstrom Schallplatten” to label do którego mam ogromny sentyment. Jednocześnie nie mogę doczekać się momentu, gdy na stałe powróci na odpowiednie tory. Wielką niespodzianką póki co jest to, czego słuchacze doświadczą niebawem ze strony wytwórni. Póki co Nachtstrom rozpoczyna serię label nights i już wkrótce ukaże się więcej informacji na ten temat. Co do kolejnych wydań, na ten moment mogę zdradzić swój debiut w niepowtarzalnej „Semantica Records”. Bardzo cieszę się z tego wydawnictwa, jak i z nadchodzącego release’u dla "Faut Section”, do którego zostałem zaproszony przez Lewisa. W drodze jest kolejna EP’kadla „Dynamic Reflection”, a na dniach ujrzy światło dzienne najnowszy vinyl, gdzie w towarzystwie właściciela „Black Codes Experiments” tj. Cristiana Valery, pojawiają się tacy artyści jak Takaaki Itoh, Aleksander Kowalski wraz z Milo Raad, Ian Axide oraz moja skromna osoba. Cieszy mnie też fakt, że na naszym rodzimym rynku w tym roku pojawi się solidne wydawnictwo winylowe o nazwie „Plured”. Warto zapamiętać tę nazwę, ponieważ gwarantuje ona wiele dobrych produkcji, okraszonych remiksami uznanych marek światowego techno. Dokładając swoją cegiełkę w rozwój rodzimej wytwórni, spotkała mnie wielka przyjemność z bycia częścią tej oficyny.
W naszym kraju nie brakuje utalentowanych producentów. Których z nich w ostatnim czasie najbardziej przykuł Twoją uwagę i dlaczego?
Przyznam się szczerze, że bardzo słabo śledzę polską scenę. Po prostu przez brak czasu. Odpowiadając na pytanie z całą pewnością warto wymienić duet OTHK, którego jestem wielkim fanem. Podoba mi się ich zamysł i bezkompromisowość, nie wspominając o tym, że mają wiele do zaoferowania na rynku międzynarodowym. Strasznie trzymam za nich kciuki. Mocno kibicuję również solidnym producentom, których wszyscy dobrze znamy tj. Rraph, Michał Jabłoński, Sept, Szmer, Larix, Błażej Malinowski, Violent, Michał Wolski i wielu innym.
Z niecierpliwością wyczekujemy 29 lutego, kiedy to świętować będziemy drugie urodziny naszego projektu. Zdradź nam proszę zatem, czego mogą spodziewać się klubowicze zebrani w klubie Święta Krowa?
Z pewnością sporo świeżych, niepublikowanych jeszcze tracków. Wierzę, że w połączeniu z utworami, które mają dla mnie duże znaczenie stworzą coś, na czym będzie można „zawiesić” ucho.
Komentarze
Prześlij komentarz