Wywiad z Concept Of Thrill’em


Cześć Pawle! Cieszymy się, że niedługo będziemy mieli przyjemność wysłuchania Twojego seta w Krakowie. Przybliż nam proszę jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką elektroniczną i co było pierwsze - chęć zostania producentem czy może bycia dj’em?

Concept Of Thrill: Cześć chłopaki! Mi również będzie miło wystąpić ponownie na Dekerta 47, dlatego też bardzo dziękuję za zaproszenie!

Wrócę mniej więcej do 2002 roku, szkoła średnia, pierwsza klasa liceum... Pamiętam jak jeden z moich klasowych kolegów przyniósł do szkoły Nokie 3300, a na niej miał drum’n’bassowe sety i utwory ze starej Radiostacji. To mnie wtedy zabrało! Coś nowego i niespotykanego do tej pory. Natomiast kolejny kolega już wtedy miał zajawkę na zbieranie vinyli i do tego z muzyką techno. Pokazał mi wówczas takie wytwórnie jak Ripe Analouge Waveforms, Pounding Grooves, Stigmata etc. oraz gatunki UK, Acid czy Pouding Techno. Potem były już pierwsze imprezy w warszawskiej Lokomotywie, Przestrzeni Graffenberga czy Paragrafie 51. Jeżeli chodzi o chęć zostania DJ’em bądź producentem, to pierwsza chyba jednak była chęć zostania DJ’em, zważywszy na całą otoczkę wtedy z tym związaną. Potem, gdy przyszedł pierwszy DAW i okazało się, że jakoś to ogarniam, chciałem iść w to dalej i obok grania, tworzyć również własne produkcje.

Początek przygody artystycznej sam w sobie bywa trudny. Zdradź nam, w jaki sposób doskonaliłeś swoje umiejętności i czy mogłeś liczyć na pomoc jakiegoś mentora?

Jeżeli chodzi o nabywanie doświadczenia i uczenia się, historia znowu nawiązuje do kolegi, który zbierał vinyle i tam sięga jej początek. Pamiętam jak spotykaliśmy się z jeszcze jednym naszym kumplem u niego w domu. On jako jedyny miał wtedy gramofony i mixer. Podejmowaliśmy się wtedy pierwszych prób miksowania techno i nie powiem - wychodziło to różnie, ale zajawka była przeogromna. Z czasem, gdy zacząłem trochę więcej bywać w klubach (głównie związałem się z warszawską Przestrzenią Graffenberga), gdzie poznałem grono fajnych ludzi, DJ’ów i promotorów, zaprzyjaźniłem się z Oskarem. Był on wówczas rezydentem Przestrzeni i po pewnym czasie zacząłem często przesiadywać u niego na vinylowych sesjach. Pokazywał mi jak robić przejścia, jak trzymać tempo – fajnie, bo na dwóch różnych paskowych gramofonach było to wyzwaniem. To on dał mi możliwość zagrania swojego pierwszego klubowego seta w Przestrzeni, ale nie miałem wtedy jeszcze tylu vinyli, żeby zagrać całego pełnego godzinnego miksu. Pożyczyłem więc kilka płyt od kolegi z klasy. Gdzieś w międzyczasie Oskar oddał mi swoją pierwszą płytę vinylową, którą dostał od Angelo Mike’a, z przekazem: „masz tą płytę i zbieraj, niech ta płyta będzie początkiem”.

Jak wielki dreszcz emocji towarzyszył pracom nad wyborem własnego aliasu i pomysłu na siebie, który po dziś dzień realizujesz?

Nie było jakiegoś wielkiego „dreszczu emocji”. Spodobało mi się zestawienie tych kilku słów i tak zostało. Do 2014 grałem zresztą pod aliasem Weld. Od zawsze robię to co lubię. Robię sobie swoje, dobrze się z tym czuję i chyba to jest jakby moją główną dewizą.

21 sierpnia 2014 roku. Data niezwykle ważna dla Twojej osoby. W jaki sposób nawiązałeś współpracę z wytwórnią “Distorted Perception”, nakładem której zostały wydane jedne z pierwszych Twoich utworów?

Przed tą datą miałem już trochę wydań spod starego aliasu. Przełomem mogło być to, że poszedłem w trochę głębsze, mniej oczywiste brzmienia, jeżeli chodzi o produkcje. Co do współpracy z labelami to bywało tak, że zawsze zaczynała się ona od poziomu SoundClouda. Robiłem wtedy sety z demówkami i wysyłałem w świat do labeli. Nie pamiętam teraz dokładnie jak było w przypadku Distorted Perception, ale chłopaki odezwali się do mnie najpierw o nagranie podcastu, a potem jakoś od słowa do słowa doszliśmy do wydania u nich EP’ki. Bardzo fajni goście.

Translucent, Strikt, Sonntag Morgen, Warok Music, Tsunami Records - to tylko niektóre z wytwórni, w których wydawałeś swoją muzykę. Współpracę z którym labelem wspominasz najlepiej?

Jak do tej pory nigdy nie miałem żadnych nieprzyjemnych sytuacji związanych z wydawnictwami. Ze wszystkimi wyżej wymienionymi, jak i całą resztą, współpraca przebiegała naprawdę dobrze. Zawsze jest miło kiedy jakiś label chce wydać u siebie Twoją muzykę.

Po niezwykle płodnych wydawniczo latach przyszedł moment w którym zdecydowałeś się założyć niezależny label - “DRVMS LTD”. Jak do tego doszło i jakie wartości przyświecają wytwórni?

Tak, przyszedł w końcu ten moment, w którym chciałem stworzyć jakąś przestrzeń i możliwości dla „młodych talentów”. Jest naprawdę mnóstwo genialnych młodych producentów, od których otrzymuję bardzo dużą ilość maili z muzyką na naprawdę wysokim poziomie. W miarę możliwości labelu chciałbym ją pokazywać innym. Myślę, że własna wytwórnia jest do tego idealnym narzędziem.

Prywatne wyprawy do stolicy Niemiec, to u nas obowiązkowa wizyta w legendarnym miejscu na klubowej mapie świata. Tresor na zawsze zmienił oblicze muzycznej sceny. Ciekawi nas jaki wpływ miał na Ciebie przed i po wizycie, gdzie zaprezentowałeś się podczas cyklu “New Faces”?

Wiadomo, że dla każdego artysty związanego z muzyką techno, jest to poniekąd spełnienie marzeń i również moje się spełniło w momencie zagrania w tym miejscu. Dodatkowo cieszę się, że mogłem zaprezentować się w formie live. Każdy występ za granicą wiąże się z konkretnymi przeżyciami i doświadczeniami. Wyprawa do Tresora umocniła mnie w tym, by dalej robić to co robię.

Niezwykle cenimy Twoje przemyślane, spójne i dynamiczne sety, a w pamięci na stałe wpisał się Twój występ zamykający scenę “Electronic Beats” podczas Audioriver w 2017 roku. Jak wspominasz tamten poranek?

Była trema i to bardzo duża. Pamiętam też, że długo zbierałem materiał do tego występu, co też powodowało stres, a w momencie stanięcia za dekami i to do tego po live Planetary Assault Systems, miałem milion przemyśleń na minutę odnośnie dobranych tracków, czy wszystko jednak dobrze siądzie. Zaczęło się fatalnie, bo już pierwsze dwa utwory były podobno samym basem na “dancefloorze”, ale po szybkim skorygowaniu soundsystemu, grało się już później bardzo fajnie i lekko. Do tej pory pamiętam wszystkich znajomych zebranych pod sceną, którzy bili brawa i w tym miejscu pozdrawiam Gema.

W ostatnim czasie miałeś okazję zagrać w madryckim CELDA Techno Club. Jak oceniasz tamtejszą publikę porównując ją do tej doskonale Ci znanej w naszym kraju?

Nie jestem w stanie oceniać i porównywać. Według mnie ludzie wszędzie bawią się bardzo podobnie. Obecnie techno jest tak bardzo dostępnym produktem, że wystarczy odpalić internet i sobie to jakoś porównać. Jedni ludzie oddają się muzyce, inni przychodzą dla miejsca, headlinera, a jeszcze inni dla znajomych. Po moich dotychczasowych doświadczeniach mogę powiedzieć, że publika tak samo reaguje w Gruzji, Madrycie czy Polsce.

Już niebawem pojawisz się na kolejnej odsłonie naszego cyklu. Impreza będzie miała miejsce w magazynie przy Dekerta 47, w którym to zagrałeś na jego otwarciu podczas ubiegłorocznego Sylwestra. Od tamtej pory zmieniło się tutaj bardzo sporo, ale jesteśmy ciekawi Twoich wrażeń z samej miejscówki. Czy często przychodzi Ci grać w tego typu miejscach?

Dekerta 47 to fajna, warehouse’owa miejscówka. Kilka razy w przeszłości zdarzyło mi się zagrać w podobnych miejscach, np. Cząstkach Elementarnych w Warszawie. Może nie do końca był tam aż taki surowy klimat, ale klub też miał charakter warehouse’u. Dekerta 47 ma z pewnością duży potencjał, więc bardzo ciekaw jestem zmian, jakie tam zaszły przez ten prawie rok.

Dzięki za poświęcony czas i do zobaczenia 23 listopada na kolejnej odsłonie cyklu Decibel!

I ja dziękuję! Do zobaczenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z Artefactum

Wywiad z Larix'em

Wywiad z Rust'em